Dzisiaj wyszedłem na spacer po 6 rano. Nie żebym tęsknił za tak wczesną porą aby spacerować. To bardziej zasługa mojego psa. Ściślej zaś to mojej suki - Klary. Dba na o moją kondycję. A w weekend szczególnie wcześnie. Jak ona to rozpoznaje tego nie wiem (domyślam się jedynie). Ale moja sprawność fizyczna i przymusowe spacery na pewno zależą również od niej.
Na spacerze okazało się jednak, że mam też inne adoratorki po za moją "psicą". To panie komarzyce. Muszę przyznać mam u nich powodzenie. Nawet dochodzi do tego, że rezygnują z wegetarianizmu na rzecz mojej krwi. Co za poświęcenie z ich strony. Godne polecenia innym Paniom. A ja mogłem się czuć jak adorowany książę. To jakaś mi w ucho coś brzęczy, To inna za uszkiem „łaskocze". Inna harce na ramieniu wyczynia. Można się wzruszyć. I Jak tu Pań nie kochać?
Niestety po powrocie do mieszkania pozostało jak zawsze leczenie ran (kobiety w ranieniu jednak są najlepsze).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz